Rano zbieramy sie z hostelu. Naszym celem jest Guangzhou. Wybieramy autobus, wolniejszy srodek transportu, za to tanszy. Rozklad jazdy jest po chinsku, masa nieczytelnych szlaczkow. Wlasciwy nr autobusu pomaga nam wybrac kobieta, zainteresowana naszym pochodzeniem, celem podrozy, czasem jaki zamierzamy na nia poswiecic. Zegna nas usmiechem i przestroga: "pilnujcie tam swoich rzeczy, portfeli...". Do odjazdu mamy jakies ok. godziny. Rozkladamy na chodniku karimate i rozgrywamy partyjke kosci.
Na granicy niespodzianka. Spodziwialismy sie pana celnika, przedzierajacego sie przez zatloczony autobus i wbijajacego energicznie pieczecie w dokument, tymczasem zatrzymujemy sie. Autobus szybko pustoszeje, podobnie jak my zdezorientowani szybko zostajemy w tyle za wszystkimi pasazerami gnajacymi juz do sporego budynku odpraw. Probuje dowiedziec sie czegos od kierowcy, ktory zniecierpliwiony wywija rekoma, duzo mowiac tyle ze po chinsku :). Wyglada na to, ze tym razem lepiej isc z pradem, za wszystkimi. Budynek odpraw jest przyjemnie schludny i nowoczesny. Kilka stanowisk w tym punkt epidemiologoiczny. Jako, ze wiekszosc z nas jest rezydentami Irlandii a na dodatek w deklaracji zaznaczylismy, ze w ciagu ostatnich 7dnich bylismy rowniez w UK (obydwa panstwa sa na liscie panstw "zagrozonych"), zabrano nas na kontrole epidemiologiczna... Skonczylo sie niegroznie na badaniu temperatury i wypelnianiu deklaracji, pomimo ze ja mialam 36.9 a Gawel 34.7. Podstawiono nam papier do podpisania, na co Marek zadal sluszne pytanie, "czy kaze mi pani podpisywac cos czego nie rozumiem" - dodam ze deklaracja zawierala same miejscowe szlaczki. Podpis okazal sie przepustka do dalszej odprawy. Celnik, bardzo skrupulatny jegomosc, przekartkowal dokladnie paszport, obejrzal facjete, skreslil wize (przez chwile pomyslalam "no to koniec, zostaje w Hong Kongu") i wbil pieczatke. Jetem w Chinach! Jeszcze tylko skanowanie bagazu i do autobusu, ktory juz w komplecie czekal tylko na nas.
Pierwsze miasto, pierwsze wrazenie - budynki tak samo wysokie, za to duzo bardziej zadbane, elewacje czyste, nowsze niz te w HK. Czy jest to element propagandowy czy faktycznie jak mowil Ray Chiny w ostatnich 20 latach bardzo sie podzwignely... Peryferia miasta bardziej przypominaja mi miasta arabskie z Afryki i Bliskiego Wschodu. Takie jakie widzialam w Maroku czy Izraelu - parterowe lub dwu czy pieciopietrowe budnki o jasnych elewacjach, sucha ziemia wokol i drzewa palmowe.
Docieramy do Guangzhou, wielkiego placu budowy. Dzwigi i nowe budynki przeplataja cale osiedla starej mieszkaniowki, o tak ekstremalnej gestosci zabudowy, ze trudno to sobie wyobrazic czlowiekowi, ktory w zyciu nie byl w Azji. To co dostrzegam tu, nie jest az tak reprezentacyjne jak po przekroczeniu granicy.
Po opuszczeniu autobusu, pierwsza rzecza ktora musimy zorganizowac to wymiana waluty z euro na yuany. Znajdujemy Development Bank w ktorym pracownik odsyla nas do China Bank, poniewaz nie moze nam wymienic pieniedzy ze wgledu iz.... nie jestesmy chinczykami. Obylismy sie przeprosinami. China Bank jest juz zamkniety a my nie mamy zlamanego grosza nawet na metro. Dopiero trzecie podejscie w Comercial Bank, pozwala nam wyjsc z miejscowa gotowka w rece. Przestrzen wokol rozbrzmiewa dzwiekiem gwizdkow. Jestesmy przy wiekszym skrzyzowaniu, a na takich z tego co widze zawsze stoi mundutowy, niecierpliwie pogwizdujac na spoznionych przechodnow. W zasadzie mundurowych jest tu sporo.
Metro okazuje sie mniej przychylne dla obcego niz w Hong Kongu. Komunikacja wizualna w jezyku angielskim jest duzo slabsza. Wsluchujemy sie w przyciszone glosniki i udaje nam sie wysiasc w dobrym miejscu.
Dotarcie do hostelu idzie sprawnie. Po 40 min. jestesmy na miejscu. Zrzucamy plecaki, by wyszukac cos konkretnego do jedzenia. Udaje nam sie znalesc miejscowa knajpke. Nie idzie sie skomunikowac po angielsku. Wszystkie menu oczywiscie sa po chinsku. Pokazuje na talerz sasiada by zamowic to co chce. Ryz z miesem... Nie mam pojecia co zjadlam; kota, psa czy kaczke?
Wsrod ludzi wzbudzamy jawne zainteresowanie, usmiechaja sie przyjaznie, smieja sie gdy robimy zdjecia. To chyba calkiem niezly znak...
Koszty:
sniadanie - 5 HKS
bilet na autobus - 70 HKS
metro - 4 yuany
hostel - 98 yuanow
obiad - 8 yuanow