W Chengdu jestesmy ok 7:00 rano. W hostelu nasz pokoj nie jest jeszcze gotowy – chekajac jest czas na prysznic. Marze o spaniu. Idziemy na sniadanie, po ktorym realizuje swoj plan. Jestem tak zmeczona, ze budze sie dopiero po 17tej. Wszyscy gdzies wybyli… Ide do kafejki internetowej na rogu. Geoblog dziala lipnie… Uzupelnienie wpisowl, raczej sie nie uda w najblizszym czasie.
***
Obudzilam sie lekko przekrecona i odurzona zaduchem. Wychodzac z hostelu zostawiam kartke z informacja dla reszty. Ide pobuszowac w ulicach miasta. Na poczatek mala swiatynka buddyjska... Niestety docieram za pozno - zamkniete. W drodze powrotnej zahaczam o plac gdzie stoi posag Mao. Heh... i tym razem fiasko - Mao zostal zdetronizowany na rzecz budowy stacji metra. Trwaja wykopaliska. Przysiadam sie na lawce do starszego dziadka. Patrzymy sobie oboje na tanczace do jakiejs spokojnej melodii kobiety, bawiace sie dzieci, cwiczacych jakies sztuki walki chlopakow. To niewielki placyk obsadzony zielenia. Calkiemp rzyjemnie. Wracam okrezna droga, wsciubiajac nos w co ciekawsze zakatki. Zadziwiajace jak "zrelaksowane" jest to miasto. Tance powtarzaja sie jeszcze kilkakrotnie. Jest to bardziej rodzaj cwiczen i relaksu dla duszy. Starsi, mlodsi - bez ograniczen - wszyscy podryguja w rytm melodii. Jest juz ciemno jak docieram do hostelu. Po drodze udaje mi sie jeszcze doladowac karte. Wypatrzylam znak "china mobile" i zagaduje do goscia. Oczywiscie chce mi sprzedac nowa nie rozumiejac w czym problem. Jak zwykle z pomoca przychodza dziewczyny z hostelu, wypisujac na swistku kartki o co mi chodzi. Wracam do czlowieka a ten z usmiechem na twarzy sprzedaje mi karte i jeszcze dzwoni gdzie trzeba. Wszystko dziala! Pisze mi cos na kartce. Oczywiscie nie wiem o co chodzi... obsluga hostelu przetlumaczyla mi pozniej, ze pytal sie skad pochodze... i tak juz bedzie pewnie zawsze :)