Wiekszosc dzisiejszego dnia spedzamy na "niedzielnym targu". Fantastyczne miejsce jesli chodzi o tematy fotograficzne. Kluczymy w alejkach, pomiedzy straganami. Handluje sie wszystkim. Haldy arbuzow zajmuja wiekszosc chodnika, sprzedawcy czestuja melonami. Na pakach trojkolowych motocykli stosy cebuli, marchwi, salaty. Zwisajace na hakach, w pelnym sloncu mieso. Skwierczacy tluszcz, ze smazonych na glebokim oleju oponek. Pod sciana, akcesoria blaszane - miednice, konewki, naczynia. Pod parasolkami - fryzjer na wolnym powietrzu - jeden szczyze inny goli. Sekcja z ubraniami, artykulami papierniczymi, futrami z bialych lisow, herbatami. Kolorowe barwniki i przyprawy. Obuwie z drugiej reki, czysciciel butow... Ciezko opisac caly koloryt i roznorodnosc odwiedzanego miejsca. Mysle, ze tym razem klimat najlepiej oddadza zdjecia...
Koszty:
2.5 RMB - sniadanie
25 RMB - filizanka kawy Blue Mountain (doskonala! - tradycyjnie parzona i przesaczana nad palniczkiem w urzadzeniu przypominajacym probowke...)
4 RMB - naan
1 RMB - wc
1.5 RMB - jogurt
6 RMB - arbuz
30 RMB - nocleg