Dzien zaczynamy od kulinarnej pomylki. Na sniadanie zachodzimy do knajpki prowadzonej przez chinskich muzlumanow. Generalnie, ciezko jest w Chinach zdobyc sniadanie chocby podobne do kontynentalnego, a po ponad dwoch miesiacach, czlowiek zaczyna tesknic za rodzimymi "smaczkami". Swieze buleczki z chrupiaca skorka i maselkiem urastaja do nieosiagalnego rarytasu. Pieczywo jesli jest, to przypomina irlandzki niesmaczny chleb tostowy. Zamawiamy to co wiekszosc chinczykow. Noodles'y z warzywami. Przyznam, ze skusily mnie te swiezo skrojone pomidorki...niestety! Makaron, okazuje sie byc zalany w koszmarnie pikantnym sosie sojowym. Wypala usta. Ratujemy sie ucieczka, placac w pospiechu i zostawiajac polowe niedojedzonej potrawy. Jogurtami i woda, neutralizujemy smak sniadania.
W planie dzisiejszego dnia mamy zakup biletow na pociag do Hongkongu i zwiedzanie zachodniej czesci miasta - Puxi zwnej tez "Huangpu West", oddzielonej od Pudongu rzeka Huangpu River.
Z biletami idzie nam sprawnie i ostatecznie po raz pierwszy w historii wyjazdu, zdobywamy je po nizszej, niz zalozona cenie.
Wysiadamy z metra przed People's Park. Jest bardzo parno i pochmurnie. Czlowiek poci sie po kilku minutach spaceru ulicami miasta. W parku, zagladamy do pawilonu, mieszczacego galerie sztuki wspolczesnej. Pozniej do salomu porsche oraz... salonu designerskich mebli kuchennych. Ogladanie ladnych produktow, to nasze male "zboczenie zawodowe" ;).
Pada cieply, letni deszcz. Nagle ulice wypelniaja sie sprzedawcami parasolek. Wracamy do hostelu na partyjke brydza.
Na miejscu okazuje sie, ze nie mozemy przedluzyc rezerwacji i jutro czekaja nas przenosiny w nowa lokalizacje...
Koszy:
11 RMB - 3 przejazdy metrem
8 RMB - sniadanie
164 RMB - hardsleeper'y do Hongkongu
5.6 RMB - owoce
5 RMB - deser
9 RMB - obiad