No to niespodzianka. Pociag, ktorym sie przemieszczamy nie nalezy ani do nowych ani komfortowych. Zamknieci w puszce rozgrzanej, blachy pedzimy na zachod. Wlasnie wylaczyli sterczacy z sufitu wiatraczek, udajacy klimatyzacje. Momentalnie robi sie parno i duszno. Ubrania kleja sie do ciala. Uchylamy okno, by czuc przynajmniej powiew powietrza. Jest rozgrzane, ale to i tak lepsze niz "sauna" w naszym skladzie. Po prawej, rozposciera sie pustynia Gobi, po lewej, wypietrzone pasmo gorskie Qilian. Oba widoki robia wrazenie. Pustynny plaskowyz, wypalonej sloncem gleby, ze skromna, skarlowaciala roslinnoscia. W oddali szczyty 4-ro i 5-cio tysiecznikow, pokryte sniegiem. Nieograniczona przestrzen po horyzont, to widok, ktory niezawodnie mnie urzeka. Zmienia sie tez zabudowa. Coraz bardziej skromna, nizsza z prostych materialow, ladnie wpisujaca sie w krajobraz. Przewazaja glownie gliniane bloczki wypalane na sloncu.
W pociagu, nie ma tradycyjnego dystrybutora wrzatku. Sa termosy uzupelniane regularnie przez konduktorow. Olbrzymi zbiornik wody pitnej, zajmuje osobna wneke , trzymana pod kluczem. Wode grzeje sie za pomoca pieca zasilanego weglem. Konduktorka przenosi lopatami czarne grudy pod baniak...
W grafiku trasy, sa 2 lub 3 kilkunasto minutowe przystanki. Mozna wyskoczyc na peron po cos do jedzenia. Cale szczescie mamy wystarczajaca ilosc prowiantu, bo to co mozna dostac, nie wyglada zachecajaco.