Dzisiejszy dzien, przeznaczamy na leniuchowanie, wloczenie sie po okolicy, nadrabianie wpisow na bloga.
Moj entuzjazm, spowodowany nadspodziewanie dobrym transferem danych, przygasa po pierwszych kilkudziesieciu minutach – siec zdycha. Niemniej jednak, udalo mi sie uzupelnic brakujace wpisy i czesc fotografii. Zachecam tym samym do czytania i przegladania poprzednich notek.
W przerwie od komputera, wybieramy sie z Mika na spacer po okolicznych uliczkach starego miasta. Przecznica od naszego hostelu, trafiamy na kompleks siatynny. Do Bao Lun temple wchodzimy za 5RMB. Po wysokich schodach wspinamy sie do gory, mijajac pierwsza brame i pierwsza swiatynie. Na dziedzincu, trwaja prace restauracyjne po zniszczeniach spowodowanych ubieglorocznym trzesieniem ziemi. Swiatynia wzniesiona jest na wzgorzu, skad rozposciera sie dobry widok na panorama miasta I rzeke Jia Ling. Budynki, siegaja swa historia czasow dynastii Wei (535-556). Najstarsza czesc kompleksu, nazwana "da xiong bao dian" zostala wzniesiona w dynastii Ming.
Zapalamy kadzidla, wreczone nam wraz z biletami. Wchodzimy tez na sama gore pagody. Za dachami, rozposciera sie widok na wierzowce, jednego z najbardziej miejskich miast, jakie do tej pory widzielismy w Chinach (wylaczajac Hong Kong).
"Moc buddy w starej swiatyni jest czysta i mocna, to doskonale miejsce dla chcacego poszukiwac prawdy o wszechsciecie" – czytam na odwrocie biletu. I cos w tym w sumie faktycznie jest... To miejsce wyrwane z kontekstu wspolczesnego swiata. Zakatek, w ktorym czas zwalnia swoj bieg.
Mika wraca do hostelu, ja wyruszam na poszukiwanie "szybkiego lacza". Mam jeszcze do uzupelnienia dzial zdjeciowy ;).
Koszty:
6 RMB - sniadanie
8 RMB - internet
22,7 RMB - jedzonko (arbuz, mineralka + 2xjogurt)