Wczesnym rankiem wyruszamy na czterodniowa wyprawe po Karakorym Highway tj. najwyzej polozonej, utwardzonej, miedzynarodowej drodze swiata, laczacej Chiny z Pakistanem. Czekaja nas widoki siedmiotysiecznikow, trekking wokol jeziora Karakul i spanie w jurtach u lokalnych rodzin. Kolejnego dnia przelecz na Khunjerab Pass, na wysokosci 4,693 m.
***
Przed hostelem, czeka na nas podstawiony kierowca. Ladujemy bagaze, kilkanascie litrow wody i ruszamy w trase. Poczatkowo szlak wiedzie przez pustynie Takla Makan. Mijamy Kazachskie wioski. Zatrzymujemy sie w jednej, by kupic swieze owoce. Po drodze tankujemy - benzyne i gaz. W oddali widac nasz cel, gorskie pasmo Pamiru. Majestatyczne biale wzgorza, majacza poprzez mgliste powitrze i skwar rozgrzanej nad pustynia ziemi. Po kilku godzinach pejzarz zmienia sie calkowicie. Zaczynaja sie gory. Poczatkowo nizsze, wielobarwne piaskowce o odcieniach czerwieni, zieleni, ugrow, zolci i fioletow, pozniej coraz wyzsze, z twardszej skaly, pokryte sniegiem. Zaczymujemy sie w punkcie kontrolnym. Sprawdzaja nam paszporty i wypytuja o cel naszej podrozy. Wszystko idzie sprawnie i bez problemow. Po kilku minutach, pniemy sie lagodnie w gore. Wszyscy, zachwyceni patrzymy przyklejeni do szyb. Widoki zapieraja dech w piersiach. Co chwile robimy gwaltowne wietrzenie w samochodzie, uchylajac szyby by pstryknac zdjecie. Jestesmy tak zafascynowani zmieniajacym sie krajobrazem, laczacym elementy pustynne z wysokogorskimi, ze nie orientujemy sie kiedy osiagamy wysokosc ok. 3300 mnpm. Tu zatrzymujemy sie nad Zoltym (piaszczystym) Jeziorem jeziorem. Mala dziewczynka o smutnym spojrzeniu , wyciaga do mnie biale, kamienne jajeczko. Chce je sprzedac, ale jak w wielu podobnych przypadkach odmawiam. Brak miejsca w plecaku i jego ciezar, zniechca skutecznie do kupowania pamiatek.
Kolejnym przystankiem jest Karakul Lake - Czarne Jezioro. Poczatkowo kierowca zatrzymuje sie w dosc turystycznym punkcie, gdzie momentalnie przykleja sie do nas mase miejscowych oferujacych na zmiane przejazdzke konno, na grzbiecie wielblada, motocyklami, noclegi i inne atrakcje. Odmawiamy, wiedzac ze kawalek dalej znajdziemy jurty na uboczu u miejscowych. I faktycznie. Podjezdzamy kilkadziesiat metrow, pod skupisko 10 jurt. Jedna z nich bedzie naszym domem na kolejne dwie noce. Polozone sa przepieknie, nad jeziorem w otoczenu majestatycznych gor. Cisza i spokoj. Zostajemy zaproszeni do prostej, owalnej izby, gdzie na ubitej ziemi leza wylozone dywaniki. Dostajemy recznie wyszywane maty do siedzenia, na ktorych kosztujemy zielona herbate z plaskim chlebkiem. Kobieta gotuje wode na prostej, blaszanej "kozie" - pozwalajacej gotowac tylko w jednym naczyniu. Palenisko jest tez zrodlem ciepla w chlodniejsze dni. Po chwili slyszymy "Kirgizki bazar" i kobieta rozwija ze szmatki bizuterie, czarki do picia herbaty, czapy z wielbladziej welny. Marek zakupuje czapke i miseczke. Przechodzimy do ustalania ceny za nocleg. Oczywiscie rozmowy prowadza mezczyzni. Poczatkow 200 RMB, ustalone przed "bazarem", zamienia sie w 250 RMB i tak zostaje - nie chce byc inaczej, widocznie miejscowi wywnioskowali, ze skoro stac nas na pamiatki to, stac nas tez na zaplacenie wyzszej sumy za nocleg.
Zostawiamy plecaki w jurcie, ubieramy sie we wszystkie cieple warstwy (po raz pierwszy ciesze sie, ze zabralam czapke i rekawiczki) i wyruszamy na spacer wokol jeziora. Wieje dosc mocno. Gory przyslania czesciowo warstwa deszczowych chmur. Jezioro, jest najwyzej polozonym zbiornikiem wody w Pamirze. Znajduje sie na wysokosci 2600 mnpm. W jego sasiedztwie wyrastaja jedne z najwyzszych masywow gorskich - Muztagh Ata (7546m), Kongur Tagh (7649m) i Kongur Tiube (7530m). Sceneria jest absolutnie niesamowita. Takie piekno niezwykle ciezko opisac czy sfotografowac, mozna je jedynie chlonac bedac na miejscu. Na szlaku nie spotykamy turystow, jedynie nielicznych miejscowych i samopas biegajace jaki. Cala trasa zajmuje nam ok czterech godzin. Nie spieszymy sie, tym bardziej ze Marek i Gawel odczowaja spadek formy spowodowany wysokosci i zmiana cisnienia.
Przystajemy, by przygladnac sie jak Kirgizi kapia owce. Kiedy robimy zdjecia, jeden z miejscowych zacheca chlopakow, by sami sprobowali. Nie odmawiaja... Ponoc zajecie jest bardzo ciezkie. Wykapali po dwie owce i zmachali sie przy tym niesamowice.
Odczuwam brak lustrzanki. O ile stary aparacik radzi sobie jakos z pejzazami, to nie jest w stanie reagowac wystarczajaco szybko w kadrach z ludzmi.
Pod wieczor wracamy do jurty. Przenikliwy wiatr daje w kosc. Cieszymy sie na ciepla herbate i odpoczynek. Jestem tak padnieta, ze zasypiam momentalnie, na przygotowanym przez gospodynie poslaniu z mat, pod warstwa ze spiwora i dodatkowej pierzyny. Rodzina spi w tej samej izbie.
Koszty:
5 RMB - sniadanie
31.25 RMB – nocleg w jurcie
15 RMB - kirgizki obiad